To dzisiaj ogromnie trudny temat. Rozwijająca się cywilizacja oderwała nas od otoczenia żywej  przyrody. Utraciliśmy możliwość swobodnego z nią obcowania, obserwacji, co dawałoby większą szansę na szersze  ogarnięcie i pełniejsze  zrozumienie wielu naturalnie zachodzących w niej procesów.

 

Figura myśliwego spod Bażantarni Ośrodka Hodowli Zwierzyny w Mosznej - skradziona w 2011 r.

Poziom ich złożoności już dawno przekroczył granice naszej (samoograniczającej się) percepcji. Między innymi dlatego, że dla wielu ludzi edukacja  przyrodniczo - łowiecka  zatrzymała się na poziomie skojarzeń z bajką o Czerwonym Kapturku, wilku i leśniczym ze strzelbą.Nieco bardziej ambitni przechwytują,  gdzieś w przelocie, krągłe hasła i  teorie tzw. ekologów, dzięki którym próbują sprawiać wrażenie, że tym sposobem zdobyli już wiedzę absolutną.Niestety, procesy, które przebiegają w przyrodzie są o wiele bardziej skomplikowane i bywają też, niestety, bardzo wąsko (najwygodniej!) postrzegane oraz przeróżnie rozumiane. Nie zawsze zabicie wilka przez leśniczego uszczęśliwia pozostałych bohaterów, niby tej samej, ale jednak zupełnie innej...bajki.

              Wilk od zawsze stanowił konkurencję dla człowieka w polowaniu na dzikiego zwierza. Człowiek, wkraczając w łowiska i eliminując powoli tę niezbyt uczciwą ( w swoim rozumieniu ) konkurencję, doprowadził z czasem  do niemal zupełnego jej wyniszczenia. Na szczęście otrzeźwienie przyszło na czas. Wilk z listy szkodników łowieckich, trafił na listę zwierząt łownych. Ta z pozoru niewielka zmiana uratowała mu (jako gatunkowi) życie, poprzez wprowadzenie limitów odstrzału i okresów ochronnych.Dzięki temu stał się (uznanym w rozumieniu prawa łowieckiego)  istotnym i cennym składnikiem w dobrze zagospodarowanym łowisku, odgrywając w nim stałą i ściśle wyznaczoną rolę (eliminowanie z łowiska zwierząt o najsłabszej kondycji, których nie zawsze jest w stanie dostrzec oko myśliwego). 

            Obecnie - drżyjcie  Czerwone Kapturki!  Wilk powrócił na listę zwierząt pod całkowitą ochroną, co skutkuje niekontrolowanym rozwojem  jego populacji oraz doprowadza do znacznych strat nie tylko w gospodarce łowieckiej, ale również w zagrodowych hodowlach jeleni i danieli oraz wśród  pozostawionych na pastwiskach krów i owiec. Wilki, których ilość gwałtownie wzrasta, nie mają zamiaru uganiać się po lesie za starym,  łykowatym jeleniem, mając tuż pod nosem  podawane,  jak na tacy, świeżutkie  jagnięta. W samej Mosznej porównywalny  problem wywołały (również ściśle chronione) myszołowy, dla których (w zgodzie z  głęboko zakodowaną logiką), zupełnie pozbawione sensu było żmudne poszukiwanie drobnych gryzoni, w sytuacji, gdy na miejscu (tuż pod dziobem) znajdowały się liczne stada hodowanych, wypasionych i łatwych do zdobycia, bażantów.  Problemy są powtarzalne i występują wskutek żywiołowego rozwoju również innych gatunków,  poddanych całkowitej ochronie prawnej, jak bobry, czy wydry.Tzw. ochrona całkowita sprowadza się często do uruchomienia lawiny zdarzeń szkodliwych, wymykających się  spod kontroli, nie tylko ekologów, a ich szlachetne (skądinąd) cele okazują się zwyczajną i szkodliwą utopią!

             Gospodarowanie łowieckie zwierzyną, gwarantuje jej bezpieczny i w pełni kontrolowany rozwój, natomiast samo zabezpieczenie formalno - prawne, przynosi zarówno zwierzynie jak i jej otoczeniu więcej szkody niż pożytku.Tylko myśliwi są w stanie prowadzić rzetelne obserwacje stanu zwierzyny oraz regulować jego właściwy poziom, czego nigdy nie zagwarantują doraźnie wykonywane badania ( często oderwane od zmieniających się realiów życia zwierzyny w łowisku )  oraz próby przywrócenia całkowicie swobodnego (żywiołowego) rozmnażania się populacji dzikich zwierząt. Zignorowanie gospodarki łowieckiej oraz przywrócenie wilkom od nowa funkcji naturalnego regulatora pogłowia zwierzyny, wiązałoby się także z przywróceniem naszym lasom warunków puszczy pierwotnej a to może się zdarzyć tylko w najgłębszym śnie wyjątkowo fantazyjnego ekologa.