Młody, szesnastoletni chłopiec, traci rodziców. Jest rok 1819, kiedy przybywa na Śląsk, bez środków do życia i bez szansy na jakąkolwiek protekcję. Minęła właśnie epoka napoleońska - bitwa pod Waterloo i Kongres Wiedeński, 1815r. W Prusach  zaczyna funkcjonować system wielkich reform (Stein,Hardenberg), które gruntownie modernizują państwo, gospodarkę i stosunki społeczne.Na Śląsku pełną parą rusza przemysł  ....  Wiele szczegółów zawiera załączona kopia artykułu z czasopisma "EWANGELIK", dzięki której odkrywamy wspaniałą postać córki Huberta i Waleski  von Tiele Winckler - Ewy ( Matki Ewy) -  jej życiorys  można przyrównać do do drogi życiowej Matki Teresy z Kalkuty...

 

Franz Xavery WINCKLER - to jemu właśnie  los rzucił wyzwanie, któremu nie łatwo było sprostać.Ale Franz okazał się człowiekiem wyjątkowym, zdolnym, pracowitym, sumiennym i odpowiedzialnym. Trafia do kopalni, gdzie szybko dostrzeżono jego talent - zostaje skierowany do szkoły górniczej, którą kończy, awansując na sztygara zmianowego. Gdy żeni się z córką inżyniera kopalni "MARIA" w Miechowicach, Alwiną Kalide, jest rok 1826. Równocześnie zaczyna pełnić funkcję pełnomocnika właściciela kopalni, Franz'a Arezin'a, który w 1831 roku umiera i od tego momentu zarządza już wszystkimi dobrami pozostawionymi wdowie, Marii, z domu Domes, zwanej "Różą Śląska".
Jest już w tym czasie ojcem dwóch córek, Marii i Valeski. W 1832 roku starsza córka, Maria oraz  żona umierają, padając ofiarą epidemii. Jako wdowiec, żeni się z wdową po właścicielu kopalni w maju 1833 roku. Pomimo opinii, że był to mezalians a nawet skandal towarzyski, trzeba przyznać, że skutki tego posunięcia okazały się również niezwykle korzystne dla istniejącego rodzinnego kapitału, gdyż trafił on w wyjątkowo dobre ręce.Dnia 15.10.1840 r. Franz Winkler zostaje obdarzony tytułem szlacheckim przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Franz Winkler umiera w 1851 roku a jego żona dwa lata później - ogromny spadek dziedziczy córka Franz'a Wincklera -  Valeska. 

 

Valeska w dniu 07.11.1854r. poślubia porucznika Huberta Gustawa von Tiele'go  i  to on staje się inicjatorem pomysłu nabycia posiadłości w Mosznej, który zrealizował   w 1866 roku. Ten fakt docenili potomni,stawiając mu pomnik, który stał kiedyś w parku na końcu alei  lipowej. Najpierw zakupione zostały jednak sąsiednie Kujawy i aż trzy lata zastanawiał się hrabia przed ostateczną decyzją o zakupie Mosznej. 

 

Wynika z tego, że decyzja ta dojrzewała wyjątkowo długo, wymagała czasu na refleksję oraz bardzo dobre rozeznanie, wszechstronną ocenę i wycenę przedmiotu zakupu. W tym czasie nie było jeszcze zamku w obecnej postaci, lecz barokowy pałacyk, który na dziś stanowi zaledwie centralną część budowli.Obecną bryłę zamku, wzbogaconą o skrzydła wschodnie ("gotyckie", dobudowane po pożarze w 1896r.)  i zachodnie (renesansowe,  z gładką elewacją, dobudowane w okresie międzywojennym) , zawdzięczamy następcy, którym został syn Huberta Gustawa, Franz Hubert von Tiele Winckler. Architektury zamkowej nie można zdefiniować określonym stylem historycznym. Podobnie, nie można też (upraszczając problem) potraktować ten styl jako eklektyczny, co jest czynione nagminnie przez wielu znawców - ignorantów złożoności tematu. Nurtem na bazie którego powstała budowla jest zdecydowanie ... renesans, zakończony (niektórzy twierdzą - " zepsuty") barokiem (barocco - po portugalsku to nieco spłaszczona, nieregularna perła). Tam gdzie historycznie barok musiał wyhamować na swojej rokokowej skrajni, tu w Mosznej rozwinął fantastycznie zamkowe skrzydła, sięgając do nieco surowych, ale niesamowicie finezyjnych form wtapiania bryły architektonicznej w otoczenie przyrody, która jest komplementarnym, nieodłącznym dopełnieniem treści każdego barokowego dzieła. Pod szerokim pojęciem renesansu łatwo odnajdziemy w zespole pałacowo - parkowym w Mosznej wartości, które zawiera w sobie zarówno forma jak i przypisana jej niezwykle czytelna treść - eklektyczny natomiast może być, co najwyżej ...  bigos, podawany w pobliskim  barze "U RÓŻY".

Bogatym materiałem historycznym na temat rodziny Tiele Winckler'ów, dysponuje dociekliwy pasjonat  dziejów tej rodziny, Pan Kazimierz Bednarski zam. przy ulicy Paderewskiego 102/4, 44-105 GLIWICE, tel. 32 279 54 51. Zbiór składa się z części opisowej (ok. 50 stron A4) oraz ok. 280 oryginalnych zdjęć o wyjątkowej wartości historycznej, jak również szkice, kopie dokumentów i bieżące publikacje tematyczne.

 

KOPIA z kwartalnika "EWANGELIK" z 2003r.

Nr 1, str. 47 - 63.

Eugenia Słowik
(Łaziska Górne)

Dzieje rodziny Tiele-Wincklerów



Źródła potęgi rodu
W 1812 roku majątek Miechowice zakupił Ignacy Domes, który w następnych latach wybudował tam pałac. Jego zięć Franciszek Aresin, mąż Marii z domu Domes, uruchomił na terenie dóbr kopalnię Maria.
Natomiast Franciszek Ksawery Winckler, dziadek Matki Ewy, urodził się 4 sierpnia 1803 roku w Tarnowie koło Ząbkowic Śląskich jako syn dzierżawców rolnych. Edukację odbywał kolejno w gimnazjum w Kłodzku, seminarium Jezuitów i w gimnazjum w Nysie. Po śmierci rodziców przerwał naukę i w 1819 roku przybył na Górny Śląsk, by w wieku 16 lat podjąć pracę górnika. Najpierw pracował w kopalni rud srebrno-ołowianych Fryderyk koło Tarnowskich Gór. Pracowitością i zdolnościami wzbudził zainteresowanie przełożonych, którzy skierowali go do Górnośląskiej Szkoły Górniczej w Tarnowskich Górach. Po podniesieniu swoich kwalifikacji w 1826 roku został sztygarem zmianowym w kopalni Maria w Miechowicach i ożenił się z Alwiną Kalide, córką inżyniera z tejże kopalni. Właścicielem kopalni był Franciszek Aresin. Wkrótce Franciszek Winckler, jako jeden z niewielu wówczas Niemców na Górnym Śląsku, pełnił obowiązki pełnomocnika Aresina i zarządcy jego majątku. Został też wysłany do Belgii i Anglii, aby tam zdobyć nowe doświadczenia w zakresie górnictwa i poznać nowoczesne techniki hutnicze.

 




Dawny pałac w Miechowicach.

Gdy w 1831 roku zmarł schorowany Franciszek Aresin, wówczas Franciszek Winckler został mianowany głównym zarządcą dóbr wdowy - Marii z domu Domes. Nazywano ją Różą Śląska ze względu na jej wielką urodę. W rok później ofiarą epidemii padły żona Wincklera i jego starsza córka. Młody wdowiec pozostał sam z młodszą córką, zaledwie trzyletnią Waleską. Wówczas Maria Aresin oddała mu swoją rękę. Wydarzenie to, o cechach mezaliansu a nawet lokalnego skandalu, zbulwersowało opinię publiczną Śląska, a szczególnie środowiska szlacheckie. Mimo to w maju 1833 roku Franciszek ożenił się z wdową po Aresinie i w ten sposób stał się współwłaścicielem majątku Aresinów. Wkrótce ten majątek pomnożył.
Z nazwiskiem Wincklerów wiążą się początki historii miasta Katowice. Tereny te były częścią ordynacji mysłowickiej, która od XVII wieku należała do rodziny Mieroszewskich. W XIX wieku ówczesny właściciel Aleksander Mieroszewski - jak na wielkiego arystokratę przystało - żył w zbytku nie troszcząc się o przyszłość. Niestety, dochody były niewspółmierne do jego wydatków, zatem jego sytuacja finansowa stopniowo, ale nieuchronnie pogarszała się. Wówczas pojawiła się z pewną propozycją Maria Winckler. Otóż obiecała ona spłacić jego długi w zamian za mysłowickie dobra, oraz dorzucić jeszcze kilkadziesiąt tysięcy talarów. Aleksander był tym pomysłem uszczęśliwiony, pojawił się jednak problem - ordynacja z mocy prawa była niezbywalna. W 1839 roku osiągnięto jednak kompromis: posiadłości ziemskie wraz z należącymi do nich kopalniami i hutami zamieniono na "ordynacją pieniężną", w sumie 109.768 talarów. Procenty od tej sumy - około 6 tys. talarów rocznie - miał otrzymywać każdorazowy ordynat. Franciszek Winckler już rok wcześniej kupił położone na terenie ordynacji dobra rycerskie Katowice.
W 1840 roku król pruski Fryderyk Wilhelm IV, doceniając rosnące znaczenia przemysłowca, nadał Wincklerowi tytuł szlachecki. Odtąd mógł on przed nazwiskiem pisać sobie "von". Aby nadać odpowiednią oprawę nowej godności, Franciszek Winckler rozbudował pałac w Miechowicach. Należał wówczas do niego i do jego żony niemały majątek: dobra rycerskie Miechowice i Katowice, miasteczko Mysłowice wraz z wioskami dawnej ordynacji mysłowickiej, część dóbr Palowice, Woszczyce i Orzesze, 13 kopalń węgla, udziały w 49 następnych i 15 kopalniach galmanu, kopalnie rud żelaza, 7 hut żelaza, 6 hut cynku i wapiennik. Zarząd tej fortuny od 1839 roku mieścił się w Katowicach.
 
 
 
 
Pozostałe resztki pałacu w Miechowicach.

 

Przyznanie szlachectwa nie było jedynym zaszczytem, jakiego dostąpi łFranciszek Winckler. W 1846 roku został odznaczony przez księcia von Anhalt krzyżem komandorskim Orderu Albrechta Niedźwiedzia (był to najwyższy order anhalcki). Cztery lata później król pruski przyznał mu Order Orła Czerwonego (jedno z najwyższych odznaczeń pruskich) IV klasy. Od władz państwowych uzyskiwał też ułatwienia i przywileje. W latach czterdziestych otrzymał prawo wyłączności wydobywania węgla w dobrach mysłowicko-katowickich, następnie uzyskał na tym terenie prawo regale górniczego. Zwalniało go to z obowiązku pytania władz o zgodę na eksploatację tamtejszych pokładów węgla i ponoszenia z tego tytułu opłat na rzecz skarbu. Jego kolegą z ławy szkolnej był niejaki Fryderyk Grundmann. To właśnie jego zatrudnił Winckler jako zarządcę w Katowicach, by przeobrazić wieś leżącą w centrum jego dóbr w prężny ośrodek administracyjno-przemysłowy.
Franciszek Winckler był człowiekiem pracowitym, zaradnym i gospodarnym. Te zalety szły w parze z "uśmiechem fortuny". Piszący o nim wspominają też jego zasługi dla ludności Miechowic, zwłaszcza w okresie epidemii i głodu w 1847 roku. Z tego powodu Winckler nie musiał obawiać się rozruchów ludowych w 1848 roku, gdyż żywa była pamięć o jego hojności. Franciszek von Winckler zmarł nagle 6 sierpnia 1851 roku w Lublanie (stolica dzisiejszej Słowenii), w dwa dni po swoich 48 urodzinach. Jego majątek oszacowano na 6 mln talarów. Maria Domes-Aresin-Winckler po raz drugi została wdową, teraz jeszcze bogatszą. Zmarła dwa lata później w 1853 roku nie mając dzieci. Cała fortuna przypadła jej pasierbicy, Walesce, córce Franciszka i jego pierwszej żony, Alwiny Kalide.
Waleska Winckler, matka Ewy Tiele-Winckler była jedną z najbogatszych panien na wydaniu i z pewnością wielu kawalerów chętnie by ją poślubiło. Ona jednak wybrała bardzo ubogiego pruskiego szlachcica i oficera Huberta Gustawa von Tiele i w 1854 roku wyszła za mąż. Urodził się on w 1823 roku, a szlachectwo jego rodziny było tylko trochę starsze od szlachectwa Wincklerów. Porucznik von Tiele służył w jednym z pruskich pułków na Górnym Śląsku. Na prośbę swojej siostry i jej przyjaciółki Waleski Winckler wziął kilkumiesięczny urlop, aby towarzyszyć obu pannom w podróży do Włoch i krajów śródziemnomorskich. Po powrocie z wojaży był już narzeczonym Waleski. Gdy w odpowiedzi na pytanie zwierzchnika o pieniądze na kaucję ślubną (na oficerach pruskich ciążył obowiązek jej wpłacenia, a porucznik von Tiele nie był zamożnym człowiekiem) powiedział, że jego narzeczona ma 6 mln talarów, uznano go za szaleńca.
 
 
  Miesiąc po ślubie Hubert Gustaw von Tiele otrzymał od księcia von Macklemburg-Schwerin (Tiele mieli swoje dobra również w Maklemburgii) przywilej, na mocy którego mógł połączyć nazwiska i herby swój oraz żony. W ten sposobem nastąpiło połączenie dwóch rodów, z których żaden nie posiadał zbyt długich tradycji szlacheckich. Odtąd nosił nazwisko von Tiele-Winckler. W 1860 roku rozbudował pałac w Miechowicach, który swoją neogotycką formą miał przydać powagi młodemu rodowi. Małżeństwo było dobrym interesem dla obydwóch stron. Hubert Gustaw pomnożył majątek Waleski pięciokrotnie! Już trzy lata później kupił posiadłość Kujawy w okolicach Prudnika, a w 1886 roku dobra w Mosznej. Przy jego udziale Katowice w 1865 roku otrzymały prawa miejskie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
On też spowodował, że linię kolejową z Wrocławia do Krakowa przeprowadzono właśnie przez Katowice, choć nie była to droga najkrótsza.
Podstawą fortuny Tiele-Wincklerów był jednak przemysł. W 1889 roku Hubert Gustaw założył Katowicką Spółkę Akcyjną dla Górnictwa i Hutnictwa, która przejęła wszystkie zakłady przemysłowe należące do Tiele-Wincklerów. A było tego sporo: kopalnie węgla wraz z zakładami pomocniczymi, koksownia przy kopalni Florentyna, kopalnie rud żelaza koło Tarnowskich Gór, huty żelaza Hubertus (obecnie Zygmunt) w Łagiewnikach i Marta w Katowicach. Majątek spółki obliczono na 16 mln marek, a do Tiele-Wincklera należało prawie 94% jej wartości, tj. ok. 15 mln marek. Wniósł on jednak prawie 19 mln marek wkładu, różnica ok. 4 mln marek została potraktowana jako jego pożyczka dla spółki.
Hubert Gustaw na rok przed śmiercią, w 1892 roku założył w Katowicach majorat obejmujący 33 posiadłości ziemskie w powiatach Katowice, Prudnik, Pszczyna, Bytom, Rybnik i Olesno. Gdy żenił się z bogatą Wincklerówną, sam wnosząc do majątku głównie spryt i zapobiegliwość, dysponował zaledwie sześcioma posiadłościami, W ciągu trzydziestu lat działalności na Śląsku wzbogacił się tak bardzo, że powiększył ich liczbę ponad pięciokrotnie, zdobywając przy tym pozycję potentata górniczego i hutniczego. Majorat został potwierdzony przez wielkiego księcia meklemburskiego 16 września 1892 roku, a jego właściciel uzyskał miejsce i prawo głosu w Izbie Panów. W myśl określonego przez majorat sposobu dziedziczenia, cały niepodzielony majątek ziemski przechodził na najstarszego z żyjących synów lub krewnego noszącego to samo nazwisko. Doroczny zjazd familijny miał się odbywać właśnie w Mosznej, która wkrótce stała się ośrodkiem całego majoratu.
Hubert Gustaw zmarł mając siedemdziesiąt lat w 1893 roku w Partenkirchen. Jego zwłoki, złożone początkowo w Miechowicach, w 1907 roku wraz z trumną żony Waleski zostały sprowadzone do Mosznej i złożone na, istniejącym do dziś, cmentarzu położonym na zalesionym pagórku otoczonym krzewami azalii.
 
Hubert i Waleska mieli prawdopodobnie ośmioro dzieci: czterech synów i cztery córki. Po śmierci ojca jako najstarszy z rodu odziedziczył kompleks majątków ziemskich i przejął rolę potentata górniczo-hutniczego Franciszek Hubert. Majątek i wpływy wiążące się z bogactwem musiały zostać zauważone przez monarchę. 25 czerwca 1895 roku na pod-stawie przywileju wystawionego w Kilonii przez cesarza niemieckiego Wilhelma II, Franciszek Hubert - syn Huberta Gustawa i Waleski, został wywyższony do godności pruskiego hrabiego. Tytuł ten miał być dziedziczony tylko przez najstarszego syna. Pozostali członkowie rodziny byli baronami i baronównami.
 
Rozwijający się przemysł nie był dobrym sąsiedztwem dla siedziby rodzinnej w Miechowicach. Jej członkowie coraz częściej przebywali w Mosznej. Franciszek Hubert był arystokratą "kapitalistycznym", którego prestiż opierał się na pieniądzach, i który przez szybką nobilitację, a nie dzięki urodzeniu, wszedł w krąg pruskiej arystokracji. Odczuwając potrzebę utożsamienia się z nią także poziomem i przepychem życia, rozbudował zamek w Mosznej. Chciał jego rozmachem i wspaniałością doścignąć siedziby starej rodowej arystokracji. Zabiegał także usilnie o łaskawość i "przyjaźń" cesarza oraz o to, by gościć go w Mosznej. Być może dlatego właśnie łożył ogromne sumy na budowę moszeńskiej rezydencji. Budowa reprezentacyjnego skrzydła zamku zakończona została w 1900 roku. Rodzina przeniosła się tam na stałe. Wkrótce potem przebudował pałacyk w Kujawach i przeniósł tam swoje biura z Katowic. Wreszcie we wrześniu 1911 roku i w listopadzie 1912 roku w Mosznej na polowaniach gościł cesarz Wilhelm II.
 
Tiele-Wincklerowie z Mosznej prowadzili także działalność dobroczynną. Hrabina Jelka, żona Franciszka Huberta, sprowadziła do Zieliny siostry elżbietanki, które podjęły się prowadzenia szkółki dla dzieci pracowników hrabiego i opiekowały się chorymi. Hrabia wybudował dla swoich urzędników bibliotekę liczącą kilkaset tomów. Dbał także o byt materialny zasłużonych pracowników. Wyasygnował na ten cel kwotę 100 tysięcy marek, a ponadto 3 tysiące przeznaczył dla weteranów wojennych. Wiele budynków wystawionych przez Tiele-Wincklera w Mosznej i Zielinie, np. poczta, szpital, szkoła, funkcjonuje po dzień dzisiejszy.
W 1921 roku wobec niepewnej sytuacji politycznej pakiet kontrolny Spółki Akcyjnej dla Górnictwa i Hutnictwa został sprzedany za 24 mln marek Franciszkowi Flickowi.
Katowice stały się po 1922 roku stolicą polskiego województwa śląskiego. Były też siedzibą nowego biskupstwa. W 1925 roku hrabia przekazał na jego rzecz tereny pod budowę katedry i pałacu biskupiego.
 
Dziedzicem hr. Franciszka Huberta, zmarłego w 1922 roku, został jego jedyny syn Claus Hubert (drugi z synów zmarł w niemowlęctwie). W województwie śląskim był on jednym z pięciu największych posiadaczy ziemskich. Należało do niego ponad 10 tysięcy hektarów ziemi.
Hrabia Claus Hubert pomimo trzech małżeństw nie doczekał się dziedzica. Według Arkadiusza Kuzio-Podruckiego, na sześć lat przed swoją śmiercią adoptował niewiele od siebie młodszego kuzyna, Hansa Wernera von Tiele. Po śmierci Clausa Huberta w 1938 roku przejął on tytuł hrabiego oraz spore, choć rozproszone dobra ziemskie. Nie był jednak zbyt długo ich posiadaczem. W 1945 roku musiał opuścić Śląsk - od wschodu zbliżał się front. Zmarł 10 września 1957 roku w Kilonii w wieku 62 lat. Zdaniem Małgorzaty Cichoń-Bitka, Claus Peter (a nie Hubert) przekazał na rok przed śmiercią całość dóbr Gunterowi von Tiele-Wincklerowi, wnukowi Huberta Gustawa. Rzeczą pewną natomiast jest, że w 1945 roku Tiele-Wincklerowie opuścili Śląsk i już nie powrócili do swych włości. Pałac w Miechowicach został zniszczony w styczniu 1945 roku przez Rosjan. Dziś można zobaczyć resztki ruin, które bardziej wzbudzają żałość aniżeli dają wyobrażenie dawnej świetności.
 
 
 
 
Ewa von Tiele-Winckler

 
urodziła się 31 października 1866 roku na zamku w Miechowicach. Jej rodzicami byli Hubert i Waleska von Tiele-Winckler; była najmłodszą siostrą Franciszka Huberta. Przychodząc na świat w rodzinie wyznaniowo mieszanej, gdyż ojciec był luteraninem zaś matka katoliczką, została ochrzczona - zgodnie z wyznaniem matki - w kościele rzymskokatolickim.
O swoich rodzicach pisała w następujący sposób. O Matce: "Nigdy nie słyszeliśmy z jej ust słów twardych, oschłych albo osądzających kogoś, kto był nieobecny. Pozostała w naszych wspomnieniach jako coś najszlachetniejszego, najlepszego, jako ktoś, kto jest wzorem ludzkiego postępowania. Jej serdeczne nauki czy ostrzeżenia odżywały w naszej pamięci jak odległe echo wołające nas do domu, do powrotu...". O Ojcu (podobno wychowywał ją po spartańsku): "Był człowiekiem ogromnej siły wewnętrznej i tego wszystkiego, co nosi cechy męskiej odwagi i hartu. Pod pozorną nieraz szorstkością ukrywał serdeczne, czułe odruchy swej natury. Wychowywał nas w wielkiej skromności i prostocie. Nie wolno nam było uskarżać się na cokolwiek lub okazywać bojaźni. To samo dotyczyło wszelkich odruchów słabości...".
 
Ewa była dzieckiem bardzo wrażliwym. Pod wpływem głęboko wierzącej matki już bardzo wcześnie wyczuwała otaczającą ją nierówność społeczną. Szczególnie wzruszała ją niedola dzieci w rodzinach upośledzonych biedą materialną i duchową. Dostrzegała kontrast pomiędzy otaczającym ją bogactwem, a warunkami życia ludu śląskiego. W najgorszej sytuacji byli ludzie starzy i dzieci. Kiedy miała zaledwie 13 lat utraciła swoją matkę, i było to pierwsze bardzo bolesne przeżycie w jej młodym życiu. W poczuciu osamotnienia szukała wsparcia w słowach Ewangelii. W 1882 roku zmienia wyznanie na ewangelickie, a w 1884 roku została konfirmowana w Berlinie.
W tym czasie, przy czytaniu Ewangelii św. Jana o Dobrym Pasterzu (rozdz. 10, w. 27-28) złożyła ślubowanie, że całe swe życie poświęci służbie dla ludzi chorych, samotnych i potrzebujących opieki, zwłaszcza dla opuszczonych i porzuconych dzieci. Ślubowanie to zawarła w pięknym wierszu "Ludu mojej Ojczyzny".
 
Hubert Gustaw, choć niezbyt uszczęśliwiony, uszanował decyzję swej córki. Pomógł jej po konfirmacji wyjechać do Bielefeld, do zakładów opiekuńczych prowadzonych tam przez Kościół ewangelicko-augsburski. Przez osiem miesięcy przygotowywała się tam do pracy charytatywnej i służby diakonackiej u ks. Fryderyka von Bodelschwingha w Bethel. Zdobyła wiedzę pielęgniarską. W latach 1895-1901 wróciła tam ponownie, ale tym razem już jako siostra przełożona Diakonatu "Sarepta" w Bethel.
 
Tymczasem nauczyła się języka polskiego by móc swobodnie rozmawiać z mieszkańcami Górnego Śląska. Po jej powrocie na Górny Śląsk w zamku miechowickim - ustępując uporowi Ewy - wydzielono część pomieszczeń na wydawanie posiłków dla ubogich i na prowadzenie szwalni dla zaniedbanych dziewcząt. Nazywano ten kąt "schroniskiem Ewy". Z niego to po latach zrodziło się wielkie dzieło miłosierdzia, obejmujące dziesiątki domów.
 
29 września 1890 roku Ewa otrzymała w darze od ojca dom Ostoja Pokoju. Znalazły w nim chronienie przede wszystkim bezdomne i opuszczone dzieci. W miarę czasu zaczęli go zapełniać ludzie starzy, schorowani, włóczędzy. Ewa była w nim opiekunką, sprzątaczką, kucharką i pielęgniarką. Pomagało jej kilka wolontariuszek - dziewczyn potrzebujących moralnego wsparcia. Na utrzymanie schroniska ojciec wyznaczył jej najpierw 3000 marek rocznie, będących częścią odsetek od kapitału stanowiącego spadek rodzinny. Po uzyskaniu prawnej pełnoletności kwota ta wzrosła do 12 tysięcy marek i w całości znalazła się w dyspozycji Ewy, z jednym tylko zastrzeżeniem, że 2 tysiące przeznaczy obligatoryjnie na coroczne leczenie w sanatorium. Od nazwy tego pierwszego domu całe zakłady miechowickie przyjęły imię "Ostoja Pokoju".
 
Niedługo później w 1893 roku Ewa przyjęła święcenia diakonackie i założyła swój diakonat pod tą samą nazwą. Każdy kolejny budowany dom otrzymywał swoje imię: Cisza Syjonu, Elim, Świętość Pana, Kraina Słońca, Brama Łaski itd. Na początku lat międzywojennych mieszkało tam ponad 2 tysiące dzieci. Zakłady opiekuńcze w Miecho-wicach były coraz większe i potrzebowały wielu rąk do pracy. Ewa Tiele-Winckler sprowadziła więc do pomocy siostry diakonise i ułożyła dla nich statut, w którym napisała, że siostry czeka życie pracy, ubóstwa i posłuszeństwa. W holu jednego z domów Matki Ewy, Świętość Pana, pod postaciami zwierząt i rzeczy przedstawiono cechy dobrej diakonisy. Ptasie gniazdo symbolizuje macierzyńskość, głuszec - czujność, sowa - mądrość, a wiewiórka - oszczędność. "Ostoja Pokoju" opiekowała się w szczególności dziećmi biednymi, bezdomnymi, upośledzonymi oraz więźniami. Potem powstał jeszcze szpital Waleska, dom opieki Cisza Syjonu, plebania, dom wypoczynkowy dla sióstr Elim oraz kościół. W Miechowicach Matka Ewa zbudowała w sumie 28 obiektów.
 
Przebywali tam także dorośli, znajdując schronienie a także pracę w zakładach diakonackich. Opiekowało się wszystkimi 600 diakonis. Pomoc w zakładach znajdowali wszyscy bez względu na narodowość czy wyznanie: Niemcy, Polacy, Żydzi. Sprawa działalności Matki Ewy stała się głośna w Europie i poza nią. W 1908 roku rozpoczął diakonat pracę misyjną w Norwegii, Egipcie, Syrii, Chinach, Indiach, Gwatemali i dalszych 12 krajach.
Poza Miechowicami Matka Ewa prowadziła 40 domów dla bezdomnych. Kształciła siostry diakonise i wysyłała je do pracy misyjnej na wszystkie kontynenty. Siostry miechowickiej "Ostoi Pokoju" znane były począwszy od Laponii aż po wybrzeża Afryki, Azji i wyspy różnych archipelagów. Pracowały w przedszkolach, szpitalach, domach wychowawczych, w duszpasterstwie więziennym, w misji wewnętrznej i zewnętrznej. Uratowały tysiące dzieci i dorosłych, zagrożonych różnymi niedolami społeczno-moralnymi.
 
Zakłady Diakonackie istniały w Miechowicach do 1951 roku. W tym to roku władze państwowe odebrały część obiektów i ograniczyły działalność "Ostoi Pokoju". W odebranych budynkach zorganizowany został Państwowy Dom Dziecka im. Józefa Lompy.
Bezpośrednio po II wojnie światowej znaczna część sióstr wraz z duchownym opuściła Miechowice. Większość diakonis i ich podopiecznych z "Ostoi Pokoju" wyjechało do Freudenbergu i Heiligengrabe, gdzie do dnia dzisiejszego istnieje i działa "Ostoja Pokoju", kontynuując działalność Matki Ewy. Przed kilkunastu laty "Ostoja Pokoju" wróciła do Miechowic. Obecnie znowu służy pomocą potrzebującym.
Matka Ewa wyszła z pałacu i mogła mieszkać w pałacach, a zamieszkała w małej drewnianej chatce, którą na jej prośbę wybudowano na terenie miechowickiego zakładu.
 
Domek Matki Ewy został zbudowany w 1902 roku. U wejścia na odrzwiach widnieje napis: Własność Jezusa Chrystusa. Matka Ewa, jak sama wyznała, zmęczona wielkimi domami i zakładami, zamieszkała w tym drewnianym domku jako biedna wśród biednych. W tym domku dokonała swoich dni ziemskiej pielgrzymki i owocnej, błogosławionej służby dla Pana. Domek ze względu na swe wyposażenie sięgające czasów Matki Ewy, stanowi obecnie wartość muzealną, żywo przypominając rzeczywistość istnienia "Ostoi Pokoju".
 
Matka Ewa zmarła w dniu 21 czerwca 1930 roku w Miechowicach i tam została pochowana. Jej grób jest bardzo skromny. Jedyny napis na prostym kamiennym krzyżu brzmi: "Ancilla Domini 1866 - 1930".
Matka Ewa była także utalentowaną i uduchowioną poetką, autorką wielu książek o treści religijnej i wspomnieniowej. Pozostawiła po sobie zbiór wierszy "Soli Deo" zawierający 340 utworów. Jej życie miało tylko jeden cel: nic dla siebie, ale wszystko dla niedoli ludzkiej i chwały Bożej.
Raz u stóp tronu Swego Najwyższy wezwał mnie,Przed Majestatem Jego modliłam wtedy się,I rzekłam jakby: Amen! Chcę służyć, Panie, Ci.A Pan mnie wezwał imieniem: Ancilla Domini.






Matka Ewa 
Zamek Tiele-Wincklerów w Mosznej
 
Pierwsza pisemna wzmianka o Mosznej pochodzi z roku 1309 lub 1310. Jest to data przybycia do parafii Łącznik, do dzisiejszej wsi Moszna, rodziny o nazwisku Mosce lub Moschin. Być może od tego nazwiska pochodzi właśnie nazwa Moszna. Wcześniejsze dzieje Mosznej są nieudokumentowane, choć istnieje wiele legend na ten temat. Jedną z nich jest istnienie na tym terenie zamku Templariuszy.
Majątek ten, podobnie jak wiele innych, przechodził z rąk jednej rodziny do drugiej. W 1866 roku Heinrich von Erdmansdorf sprzedał go Hubertowi von Tiele-Wincklerowi z Miechowic. Jego syn Franciszek Hubert (brat Matki Ewy) był pomysłodawcą budowy, czy też raczej odbudowy obecnego pałacu po pożarze w nocy z 2 na 3 czerwca 1896 roku. Nie jest wiadome, jakiemu architektowi Franciszek Hubert powierzył to zadanie. Można przypuszczać, że pomysłodawcą budowy był on sam. Młody hrabia chcąc dorównać swą pozycją starszej arystokracji rodowej, wykładał ogromne sumy na budowę swej moszeńskiej rezydencji.
Jedni mówią o niej Disneyland, inni że kicz. Ma w sobie coś zaskakującego, zachwyca swym ogromem i rozmachem. Od pierwszego wejrzenia zaciekawia trudna do nazwania forma, oko cieszy rozmach, fantazja i pomysł.

 

Pałac miał i nadal ma 365 pomieszczeń (tyle, co dni w roku), 99 wież i wieżyczek (podobno osobiście zadecydował o tym hrabia Franciszek Hubert) i otacza go prawie 100-hektarowy park. Całość sprawia wrażenie budowli w stylu eklektycznym, jednakże tworzą ją trzy różne stylistycznie części.
Środkowa z XVIII wieku to rozbudowana część dawnego pałacu barokowego. Cechuje go ogromne zróżnicowanie kształtów, wysokości i zawiłość układu poszczególnych elementów architektonicznych. Część wschodnia, neogotycka, została dobudowana w 1896 roku i posiada najbardziej "dekoracyjną" architekturę. Na tę część składają się strzeliste wieże i wieżyczki, wysokie spadziste dachy, smukłe wykusze i szczyty, a z każdego dachu czy daszka sterczy w górę ozdobna iglica. Okna są tu niezwykle zróżnicowane: od ostrołukowych z maswerkami po prostokątne z ozdobnymi profilowanymi opaskami. Elementem kontrastującym z całym tym założeniem jest palmiarnia przylegająca do skrzydła wschodniego. Harmonię surowości całej budowli łamie także taras widokowy otoczony tralkową balustradą.
 
Czterokondygnacyjna część zachodnia pochodzi z lat 1912-1914, jest skromna, lecz harmonijna. Zaprojektowana na planie zbliżonym do prostokąta, z trzema wieżami, ma podobnie jak pozostałe części swój odrębny, specyficzny charakter.
Z pomieszczeń pałacowych zachowały się: hol, galeria obrazów, jadalnia, pokój Pana i biblioteka.
Hol architekturą przypomina dawne zamki angielskie. Wysoką przestrzeń organizuje tu przede wszystkim klatka schodowa i krużganek arkadowy. Kasetonowy strop, schody, filary i krużganek z ozdo-bną, tralkową balustradą wykonane zostały z ciemnego drewna i za-chowały się do dziś. Ściany niegdyś pokryte były gobelinami i obrazami. Dywany, chodniki, ozdobne sprzęty, fotele obite skórą, olbrzymie wiszące świeczniki oraz kominek uzupełniały wnętrze, nadając mu charakter reprezentacyjnego salonu.
 
Galeria obrazów to sala posiadająca przeszklony strop, ujęty w pozłacaną, kasetonową ramę. Do dziś zachowały się również: pozłacana loggia, portale i ozdobny parkiet. Dawniej o charakterze tego miejsca decydował jego "ruchomy" wystrój: gobeliny, obrazy, ozdobne stoliki i krzesła.
Wchodząc do jadalni już w samych drzwiach można objąć wzrokiem całe pomieszczenie. Na sklepieniach dominują łagodne łuki. Światło padające przez duże okna dodaje sali wrażenia przestrzenności.
 
Wchodząc do jadalni już w samych drzwiach można objąć wzrokiem całe pomieszczenie. Na sklepieniach dominują łagodne łuki. Światło padające przez duże okna dodaje sali wrażenia przestrzenności. Na sklepieniach i filarach znajdują się bogate dekoracje stiukowe. Ich biały kolor znakomicie kontrastuje z różem marmurowych okładzin ścian i filarów.
Pokój Pana składa się z dwóch prostokątnych części ustawionych prostopadle do siebie. Wchodząc widać tylko pierwszą część z marmurowym kominkiem tuż przy drzwiach. Druga część pokoju jest wyraźnie oddzielona od pierwszej za pomocą kilku schodów i dwiema parami kolumn. W centralnym miejscu ustawione było biurko. Znajdowały się tam także obrazy, gobeliny, wiszące świeczniki, dywany, a przede wszystkim stoły, krzesła i fotele. Ściany wyłożono drewnianą boazerią. Z drewna wykonany jest również kasetonowy strop. Obecnie pokój Pana mieści bibliotekę i czytelnię.
W dawnej bibliotece zachował się tylko drewniany strop i pomieszczenie to spełnia rolę sali gimnastycznej.
 
W moszneńskim zamku zachowała się także kaplica, jednonawowa, z wyodrębnionym nieco węższym prezbiterium. Na jej tylnej ścianie znajduje się chór muzyczny. Konstrukcją architektoniczną i niektórymi detalami pomieszczenie to nawiązuje do późnego gotyku. W podziałach ścian powtarzają się jednak niestosowane w średniowieczu półkolumny kandelabrowe, dekoracje roślinne okrągłego łuku i inne elementy nawiązujące z kolei do tradycji renesansowych i manierystycznych. Mimo dużej liczby detali, całość sprawia wrażenie jednolitości dzięki konsekwentnie jasnej kolorystyce dekoracji z piaskowca.
 
Przechodząc główną aleją parku możemy dotrzeć do cmentarzyka założonego w moszneńskiej rezydencji przez Franciszka Huberta. Po drodze miniemy cokół, na którym kiedyś stał pomnik Huberta Gustawa. Do środka cmentarzyka wiedzie skromna, boczna brama w ogrodzeniu. W głębi, wśród krzewów po prawej stronie, spoczywają pod dużym kamiennym krzyżem prochy Huberta Gustawa i jego obu żon: Waleski i Rosy. Tutaj spoczywa także Franciszek Hubert, a u jego boku leży najstarsza córka Jelka oraz wnuczka Huberta. W najbliższym rzędzie pochowani są synowie Franciszka Huberta: Peter i Claus.
 
Rezydencja w Mosznej - w przeciwieństwie do miechowickiej - nadal świeci swym blaskiem, choć po jej pokojach nie chodzą dziś hrabiowie czy cesarze. Odnowiony po zniszczeniach wojennych i powojennych pałac stał się siedzibą Wojewódzkiego Ośrodka Sanatoryjno-Profilaktycznego specjalizującego się w leczeniu nerwic. W 1949 roku do Mosznej została przeniesiona stadnina koni (spod poznańskich Dłoni).
 
Miłośnicy zamku i muzyki od 16 lat wiosną organizują Muzyczne Święto Kwitnących Azalii. Przy pięknej pogodzie można podziwiać kwiaty i słuchać dobrej muzyki. Podobno lubi odwiedzać to miejsce potomek dawnych właścicieli, obecny hrabia von Tiele-Winckler.

 

Bibliografia
 

Cichoń-Bitka M., Moszna. Zamek i azalie, Oficyna Piastowska, 1998.
Jaśniak J., "Ostoja Pokoju", "Katolik", nr 27 z dnia 3.07.1988.
Kuzio-Podrucki A., Fortuna Wincklerów, "Śląsk", nr 9(23), wrzesień 1997, s. 16-17.
Matka Ewa. Myśli wybrane, Wyd. Zwiastun, Warszawa 1990.
Parafia Ewangelicko-Augsburska w Miechowicach. "Ostoja Pokoju", Bytom-Miechowice.
Wieliński B.T., Zapomniani, "Gazeta Wyborcza", dodatek katowicki z dnia 21.02.2003, s. 8.