W wieku niemal 90. lat, zmarł JÓZEF NADOLSKI. W środę, 16.01.2013 r, odbył się Jego uroczysty pogrzeb. Był inżynierem leśnictwa, wieloletnim nadleśniczym w Nadleśnictwie Dobra, myśliwym, pasjonatem łowiectwa, osobowością bezcenną, duszą wszystkich towarzyskich spotkań. Na każdym polowaniu z Jego udziałem zawsze rozbrzmiewały dźwięki myśliwskiej trąbki oraz wesoły gwar, przedłużających się do późna , pasjonujących, myśliwskich opowieści. Był oddanym swej pracy leśnikiem, posiadał niezwykły dar jednania sobie ludzi, służąc zawsze w potrzebie życzliwą radą i bezpośrednią pomocą. Był postacią nieszablonową, barwną, która na zawsze i dla wielu pozostanie niezapomnianą ...
Pokot po polowaniu. Józef Nadolski odgrywa właśnie hejnał pożegnania zwierzyny z knieją.
WSPOMNIENIE ...
Miałem to szczęście, należeć do licznego grona osób, które spotkały w swym życiu Józefa Nadolskiego. Moje pierwsze, szkolne praktyki, odbywały się na terenie Nadleśnictwa Dobra, gdzie przez wiele lat sprawował On funkcję nadleśniczego. Swój staż oraz pierwsze lata pracy również bardzo szybko przebiegły mi w tym samym otoczeniu i klimacie, który już później, w innych miejscach pracy nigdy się nie powtórzył. W tej chwili można byłoby tamtą sytuację przyrównać do spotkania z najbardziej finezyjną i mądrą formą zarządzania firmą, opartą na zaufaniu do pracowników, stawianiu wymagań i jednoczesnym wyzwalaniu osobistego poczucia odpowiedzialności za jakość wykonywanej pracy. Postać Józefa Nadolskiego już wtedy górowała nie tylko w środowisku leśników, lecz przede wszystkim wśród lokalnej społeczności, która od wieków żyła i rozwijała się na obrzeżach Borów Niemodlińskich w ścisłym powiązaniu z przeogromnym bogactwem ich zasobów.
Był On mistrzem w doborze kadry, którą zatrudniał w swoim nadleśnictwie, kładąc szczególny nacisk na wiedzę, pracowitość, wrażliwość i wyobraźnię oraz osobisty, emocjonalny związek z lasem. Bardzo cenił sobie bezpośrednie kontakty z prostymi ludźmi : drwalami, wozakami, personelem bezpośredniego nadzoru, wykonującym swą pracę w terenie, w najtrudniejszych warunkach. Wartościowym pracownikom zawsze stwarzał możliwości awansu ( np. gajowi : Wilhelm Muszelik, Karol Gonsior, Bernard Sala ). Nadleśnictwo Dobra zasłynęło w tym czasie z jakości dróg leśnych oraz zastosowania własnej, oryginalnej technologii, sprzętu oraz doskonałego wykonawstwa, według pomysłu i pod nadzorem Franciszka Kerna. Niewątpliwą zasługą Józefa Nadolskiego była osobista interwencja w sprawie zachowania fragmentów pradawnych, naturalnych drzewostanów oraz zaplanowaniu cennych przyrodniczo terenów pod rezerwaty przyrody (np.: Amerykan, Urszulanowice, Popowiec ). Nie można pominąć Jego zainteresowań nasiennictwem i genetyką oraz rozpoczęciem pierwszych prac związanych z zakładaniem plantacji nasiennych sosny, świerka z Gaju i europejskiego modrzewia ( m.in. przy współpracy z insp. inż. Jerzym Jose oraz leśniczym Rygobertem Piegrzykiem ).
Łowiectwo w życiu Józefa Nadolskiego, to druga, barwnie ilustrowana strona tej samej, leśnej karty, która doskonale zestraja się w najmniejszych szczegółach z najgłębszą naturą Jego wrażliwej, przebogato uformowanej i prawdziwie ludzkiej natury. Gdyby nie zetknięcie się z Jego pełnowymiarowym wyobrażeniem łowiectwa, najprawdopodobniej, żadna strzelba nigdy nie trafiłaby również i do moich rąk, podobnie też, nigdy nie miałbym okazji przedeptać z nią w garści lasów i pól, począwszy od Jeleniego Dworu przez Mosacz aż po Czerwone Górki przy Św. Annie. Pierwsze strzały ( pudła, niestety ) oddałem z dubeltówki Józefa Nadolskiego, który stwierdził wtedy jednoznacznie, że w moim przypadku " nie pomoże strzelba Kruppa, kiedy strzelec ... , nieco później bywało ( ... przynajmniej czasami ) już znacznie lepiej. Na zawsze pozostaną zakodowane w pamięci obrazy z polowań świątecznych w Dobrej, nad Białka i niezapomniane późne powroty, saniami...
Dzięki bezpośredniemu zaangażowaniu Józefa Nadolskiego, powstała bażantarnia pod Krapkowicami ( Dębina nad Odrą ), którą przez wiele lat myśliwi bardzo skutecznie wykorzystywali w introdukcji bażanta do naszych łowisk. Józef Nadolski był w swym środowisku przez wiele lat jedynym myśliwym, który polowania zawsze potrafił ubogacić dźwiękiem swej myśliwskiej trąbki. Niezwykle starannie dbał o zachowanie etycznych zasad oraz tradycji łowieckich. Łowiectwo traktował nie tylko jako mechanizm oddziaływania na środowiskowe, formę rozsądnego gospodarowania zasobami zwierzyny, lecz, ceniąc sobie również jego walory towarzyskie, dokładał wszelkich starań, oby szczególnie wyróżniać w nim jego warstwę kulturową ( potrafił celnie strzelać, grać na trąbce, snuć niezwykle barwne, myśliwskie opowieści, ale również zacytować wersety myśliwskie z "Pana Tadeusza", co było zjawiskiem absolutnie wyjątkowym ).
Nie tylko praca i polowanie, ale każde spotkanie z udziałem Józefa Nadolskiego, wyłącznie dzięki Jego obecności, zawsze uzyskiwało swój szczególny i niepowtarzalny wymiar, który mógł nadawać tylko Człowiek, tak niezwykłego i niczym nieograniczonego formatu. Był Osobą na której można było polegać
i na której pomoc można było zawsze liczyć, nawet w najtrudniejszych chwilach, a przecież to one właśnie najdokładniej i najpełniej określają jakość naszego Człowieczeństwa.
Dlatego jestem przekonany, że tylko z tego powodu musiał się wreszcie przed nim otworzyć zupełnie nowy wymiar czasu i przestrzeni, ponieważ akurat ten nasz, ziemski, okazał się dla Niego, po prawie 90. latach życia, zdecydowanie zbyt skromny, mały i zwyczajnie za ciasny.
Nie chciałbym swojej, bardzo osobistej wypowiedzi, zakończyć życzeniem Józefowi "wiecznego spoczywania", ponieważ szczególnie w takiej chwili należy przecież każdemu życzyć jak najlepiej. Dlatego jestem przekonany, że biorąc pod uwagę całe Jego wspaniałe, owocne, dojrzałe życie, tak ściśle powiązane z łowicką pasją, Bóg bez zastrzeżeń zgodzi się zamienić Jego wieczne spoczywanie na wieczne polowanie, o co ze swej strony, jak najgoręcej i często będę prosił.
A. M.
Kiedy umiera poeta,
płaczą wszyscy jego przyjaciele.
Kiedy poeta umiera,
płacze cały świat.
Swoje gwiazdy
chowamy w ziemi,
pośród łanu zbóż.
I właśnie dlatego,
na tych przeogromnych polach
możemy spotykać ...
kwitnące chabry.
"Quand il est mort, le poete"
Gilbert Becaud
( tłum. A.M.)