Najgłębszym tłem dla ogrodu w stylu angielskim jest szeroko otwarty krajobraz w zupełnie naturalnej, najbardziej trwałej i niezmiennej, estetycznej formie z gustownie wkomponowaną roślinnością, zespoloną w zaskakująco nieregularne i malownicze kształty, wzbogacane okresowo zmieniającą się paletą barw.

 

Park w Mosznej można było, do niedawna, umieścić w klasyce tego gatunku, niestety, tylko do czasu, gdy w przestrzeń zabytkowego parku nie został wstrzelony  "ALKATRAZ" ( blokowisko - zakład leczniczy dla nerwowo chorych ), którym kompletnie zrujnowano fundamentalne założenia architektoniczne tego unikalnego arcydzieła. Istotą jego funkcjonowania jest jednak udostępnienie swobodnego pola działania naturze, którego zamknąć nijak się nie da ... a więc ...

 ... można być niemal pewnym, że zaprowadzi ona we właściwym czasie swoje własne porządki ( szybko, zdecydowanie oraz sensownie, ignorując kompletnie zamysły obecnych zarządców ). Tym bardziej warto dziś przyjrzeć się dokładniej tej części parkowo - ogrodowej, która cudem ocalała z pogromu i pozostała w formie nienaruszonej. Niesie ona ze sobą niezwykłą wiedzę z nie tak odległej epoki, gdzie darzono prawdziwym  szacunkiem i mądrze łączono to, co już wtedy było doświadczeniem historii, z tym, co pojawiało się właśnie, jako nowość. Tym sposobem zsynchronizowano, na przykładzie angielskiego ogrodu, dwa światy : jeden,  który trwał od tysiącleci w postaci naturalnego, leśnego starodrzewia oraz drugi, powstały wg. zdecydowanie nowych wzorów, wymodelowany ręką ogrodnika i dopełniony potencjałem estetycznym zupełnie obcych gatunków roślin, sprowadzanych czasami nawet z odległych kontynentów.

Dla rodzimych roślin parkowo -  leśnego runa nie ma chłodnych wiosen, ponieważ każda kolejna zawsze wydaje się być cieplejsza w porównaniu z tymi, które zapamiętały z okresu polodowcowego. Niektóre z nich są dzisiaj w pełni rozkwitu, lub nawet zdążyły przekwitnąć, wchodząc powoli w fazę wytwarzania nasion. Dla tych roślin wiosna nigdy się nie spóźnia, a swoisty" tempomat", kierujący ich rozwojem, stara się zawsze utrzymywać stałą prędkość. W sytuacji o wiele trudniejszej znajdują się obce gatunki, które najczęściej potrzebują znacznie silniejszego, energetycznego impulsu, aby zainicjować kolejny, wegetacyjny sezon. 

Zawilec gajowy i ziarnopłon wiosenny jako jedne z pierwszych wychylają się spod ubiegłorocznych liści.

Jasnota purpurowa już wabi ...

... otwarta na trzmielowe zapylanie.

Para zawilców.

Miodunka ćma przebija się jako pierwsza, równolegle z pierwiosnkiem.

Bluszczyk kurdybanek rusza zdecydowanie później, lecz nie zapomina rozpocząć lawinowego (dywanowego) rozrostu od wypuszczenia pędów kwiatowych.

Podobnie fiołek leśny najpierw myśli o kwiatach i dopiero chwilę później rozwija liście, które stanowią bazę rozwojową dla nasion oraz dodatkowych pędów wegetatywnych, również służących rozmnażaniu.

Złoć żółta i pierwszy, tegoroczny cytrynek, który zdrowo przezimował wśród liści.

Bluszczyk kurdybanek świetnie koresponduje z linią barokową oraz dekoracją pałacowego centrum.

Warto "zejść do parteru", aby łatwiej dostrzec i zestawić niepowtarzalną wartość estetyczną kwiatów parkowego runa z finezyjnymi detalami pałacowej architektury. 

W tym przypadku azalie podkreślają jednoznacznie swą środowiskową obcość oraz zupełnie odrębne, indywidualne  tempo wzrostu i rozwoju ...

... chociaż w przypadku żółtej odmiany jest to dosłownie "pięć minut przed dwunastą"

Niektóre z odmian nie zapominają o liściach, ...

... są jednak i takie, które nadal spokojnie śpią w pączkach, oczekując znacznie silniejszych bodźców, energetycznych .

Różaneczniki ciągle niedowierzają , że naprawdę mogła już nadejść wiosna i chyba mają w tym sporo racji.

Kosaćce ruszają już z chwilą ustąpienia lodów i widać po rozmiarach, że nie zmarnowały czasu.

Obrzeże stawu Hubertus - w głębi przebija pałacowa wieża, przez korony drzew.

Na stawie Hubertus trzciny ruszyły spod nawiezionej warstwy rozmokłej  gleby - czują doskonale, że tylko one są tutaj naprawdę u siebie - cała reszta, sztucznych  nasadzeń, będzie miała z adaptacją poważny problem.

"Artezyjskie", nigdy nie wysychające rozlewiska, są typowe dla tego miejsca od tysięcy lat ( najniższy punkt w naturalnym cieku wodnym ).

Zwykła próba wyrównania terenu, zamieniła się kolejny raz w mieszanie błotnistego ciasta.

Winniczek spokojnie i metodycznie sunie do określonego celu i z pewnością go osiągnie, czego nie można powiedzieć o ekspresowej, urzędniczej  inwestycji, która ( ... co widać )  na zawsze utknęła w bagnie.